Moje osobiste doświadczenia i przemyślenia odnośnie ciała, ducha i zdrowia 😉
Najpierw było ciało i ruch
Już od wczesnego dzieciństwa słyszałam hasło „W zdrowym ciele zdrowy duch”, mające swe źródło w starożytności i brzmiące w oryginale „Mens sana in corpore sano”. Pamiętam jak w szkołach uczono nas, żeby troszczyć się o swoje zdrowie poprzez codzienny ruch i odpowiednie odżywianie. W czasach mojego dzieciństwa ruch oznaczał przede wszystkim poranną gimnastykę, najlepiej przed śniadaniem, jak to się mówi „na dobry początek dnia”. A na śniadanie była obowiązkowa szklanka mleka (wtedy jeszcze nie było pasteryzowane, ale świeże, codziennie rano dostarczane przez mleczarza w szklanych butelkach pod drzwi domu. Do dziś pamiętam brzęk butelek wkradający się w sen 😉).
Oczywiście nie kończyło się na gimnastyce. Propagowano inne aktywności fizyczne – grę w piłkę, jazdę na rowerze, pływanie, bieganie, itp. Dużo się wtedy wszyscy ruszaliśmy, po lekcjach spotykaliśmy się na podwórku i spędzaliśmy aktywnie czas. Uczono nas także, aby zdrowo się odżywiać, czyli przede wszystkim jeść warzywa oraz owoce i oczywiście… unikać słodyczy. Przekaz, który wyniosłam z dzieciństwa – sport i odpowiednia dieta są gwarantem zdrowia fizycznego, psychicznego i emocjonalnego.
Jest nawet wierszyk, który o tym mówi:
„W zdrowym ciele zdrowy duch!
Ćwiczy co dzień mały zuch.
Chociaż lat niewiele ma,
już o zdrowie swoje dba.
Przed śniadaniem gimnastyka:
prawą, lewą nogą fika,
skłon i wyprost, przysiad, skok i przeciąga się jak kot. Z pleców swoich zrobi wnet
bardzo piękny koci grzbiet.
Ćwiczy, chociaż trud to wielki,
pompki, brzuszki i rowerki…
Tato patrzy:
– Ale zuch!
W zdrowym ciele zdrowy duch!
Ruszaj więc i ty, kolego.
Spacer, rolki
– nic trudnego.
Nie siedź w domu, nie narzekaj,
biegaj, pływaj, ćwicz
– nie zwlekaj!”
T. Błaszczyk
Z biegiem czasu popularne stawały się zupełnie inne dyscypliny sportu i aktywności, choć stare nie odeszły zupełnie do lamusa, ale zyskały świeższą formułę. Zagościła u nas joga, pilates czy też zumba. Zmieniło się podejście do odżywiania, Jesteśmy bardziej świadomi tego, co znajduje się na naszym talerzu, eliminujemy alergeny, produkty szkodliwe i obciążające, itp. Z drugiej strony, kilkadziesiąt lat temu pożywienie było bardziej „czyste”, pomidor rósł na słońcu i był dostępny tylko latem… Mamy też do dyspozycji pełen wachlarz przeróżnych, często przeciwstawnych diet, pochodzących z różnych krajów i kultur, nawet bardzo odległych, takich jak Ajurweda czy 5-elementową Tradycję Chińską. Jesteśmy mocno skoncentrowani na ciele, chociaż…
Pojawił się Duch
Największa dla mnie zmiana nastąpiła w momencie wejścia na ścieżkę rozwoju duchowego, gdzie duży nacisk położony jest na pracę z energią, umysłem i emocjami. Zetknęłam się min. z takimi pojęciami jak Mindfulness, zanurzenie w teraźniejszości, świadome oddychanie, medytacje czy wizualizacje. Wiele głosów i autorytetów pokazywało, że ciało i ruch są drugorzędne, gdyż panuje nad nimi umysł, który z kolei podporządkowany jest Duchowi i to na nim należy się skoncentrować. Ruch przestał być kluczowym elementem dla utrzymania i zachowania zdrowia czy też ogólnego dobrostanu. Okazało się, że myśli i emocje mają nie mniejszy, a może nawet bardziej znaczący wpływ, dlatego warto skupić się na pracy docierającej do źródła, do podświadomości, tam gdzie rodzi się lęk i odwaga, gdzie znajduje się fundament systemu wartości, poczucia własnej tożsamości i przynależności, gdzie kształtuje się wizja siebie, Boga i świata. Mówił między innymi o tym Dawid R, Hawkins:
„Aby zmienić swoje ciało, należy zmienić myśli i uczucia. Trzeba odpuścić negatywne myśli i przekonania i zrzucić z siebie stres, który je napędza. Należy unieważnić negatywne programowanie, które jest nam „wciskane” przez świat oraz własne przekonania.”
Doszłam do wniosku, że praca nad podnoszeniem poziomu świadomości i energii, zmiana percepcji siebie i otaczającego świata przyniosą mi więcej korzyści. I generalnie tak jest. Świadome życie, zrozumienie prawa przyciągania, roli myśli, słów i emocji wpłynęły bardzo na jakość mojego życia. Ale przyszło kolejne „przebudzenie” i zdałam sobie sprawę z tego, że zdrowy Duch i zdrowe ciało są wzajemnie od siebie zależne i obydwa aspekty potrzebują podobnej troski.
Duch i Ciało
Zdrowe i silne ciało jest nam potrzebne, aby wzmocnić poczucie bezpieczeństwa i stabilności, móc działać i radzić sobie z trudnościami, realizować własne marzenia i cele. Jest jak naczynie, w którym może rozwijać się Duch.
Zdrowy i silny Duch stanowi źródło mocy, siłę napędową, które są ciału niezbędne. Dostarcza mu energii do działania i tworzenia, zasila w życiodajne soki, zapewniające blask i światło naszej sylwetce i osobowości. Bez niego ciało staje się „martwym” zlepkiem tkanek.
W moim odczuciu dobrostan wymaga zarówno troski o Ducha, jak i ciało. Działań nakierowanych na wzrost poziomu świadomości, pracę z emocjami i przekonaniami, medytacje i bycie zanurzonym w tu i teraz, ale też optymalną aktywność fizyczną, zdrową dietę dopasowaną do każdej z nas indywidualnie i coś co da nam radość, poczucie wolności i upust kreatywność. Jak pisze Clarissa Pinkola Estes:
„Natura chce, by ciało czuło, by miało kontakt z przyjemnością, sercem, duszą, dzikością.”
To jest moja osobista wizja i doświadczenie. A jaka jest Twoja – „w zdrowym ciele zdrowy duch” czy „w zdrowym duchu zdrowe ciało”? A może jeszcze inna…?