W moich życiowo żeglarskich rozważaniach nadszedł czas na … sztormy i burze, które od czasu do czasu przetaczają się przez mazurski krajobraz. Nadpływają ciemne i groźne chmury, zakrywając słońce i sprawiając, że woda w jeziorach zmienia się z przyjaznej niebieskiej toni w ołowianą i groźną taflę. Przynoszą one deszcz. Kłujące i zimne krople spadają z nieba, trzeba się przed nimi chronić w nieprzemakalnych sztormiakach. Wzmaga się wiatr i pojawiają się fale. Mocno wypełnia on żagle, czasem szarpie i drapie niczym dzikie zwierzę, przygina łódź do wody. Jacht nie kołysze się już przyjemnie i lekko, ale ciężko lub gwałtownie porusza się do przodu, pokonując opór wody, zapadając się w dół i unosząc do góry.
Robi się nieprzyjemnie, a czasem niebezpiecznie. Zagrożenie dotyczy nie tylko samego jachtu, ale przede wszystkim jego załogi. To czas na decyzje. Czy wystarczy zrefować żagle czy lepiej je całkowicie „zrzucić” i kontynuować podróż do celu dzięki silnikowi? A może lepiej rzucić kotwicę i przeczekać burzę gdzieś w szuwarach i wznowić rejs gdy pogoda się poprawi?
Burze i sztormy pojawiają się też w codziennym życiu.
Przybierają one postać niespodziewanego zwolnienia z pracy, któremu towarzyszy lęk o utrzymanie siebie, rodziny, a może jeszcze spłatę kredytu. Innym razem pojawiają się w formie poważnej choroby wymagającej wizyt lekarskich, nieprzyjemnych badań, pobytu w szpitalu, leczenia i jego skutków. Manifestują się jako kłótnie i awantury w domu i związany z nimi brak poczucia bezpieczeństwa. Lub śmierć bliskiej osoby, zdrada czy też odejście partnera, które czasami spada jak „grom z nieba” i burzy dotychczasowy porządek. Albo zawirowania w firmie, odejście kluczowych pracowników, nielojalność wspólnika, utrata ważnego kontraktu lub kontrahentów.
I wiele, wiele innych przykrych zdarzeń, mniejszych i większych burz, które nie omijają żadnej z nas i często pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie. Czasami, w myśl przysłowia „nieszczęścia chodzą parami”, następuje kulminacja trudnych zdarzeń, jedno pojawia się po drugim albo też towarzyszą sobie nawzajem i powstaje poczucie, że już nie damy rady, nie mamy siły tego dźwigać i rozplątywać…
W takich trudnych chwilach porzucamy nasze marzenia i plany, widzimy jak odpływają w siną dal. Koncentrujemy się na „przetrwaniu”, jak najszybszym wyjściu z opresji, najlepiej bez szwanku lub z minimalnymi stratami. Szukamy cichej przystani, miejsca w którym możemy przeczekać to, co najgorsze i wrócić do działania, dalej budować swoje życie. Docieramy do niej spokojnie lub przedzieramy się przez burzę i doznajemy po drodze uszczerbku. Albo decydujemy się stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem, stawić mu czoła, zawalczyć o siebie i swoje życie. Czasami zabiera nam to mnóstwo sił i energii, gubimy radość i sens życia, a czasami wzmacnia, uczy odwagi i poczucia sprawczości.
Bywa, że burze mijają a my czujemy się jak zniszczony jacht, z podartymi żaglami, złamanym masztem i uszkodzonym kadłubem. Robimy bilans zysków i strat, zastanawiamy się czy decyzja była właściwa, czy życie wyglądałoby inaczej gdybyśmy wybrały inną opcję. Nie mamy wizji przyszłości, ani nie dostrzegamy szans na naprawę jachtu, bo brak nam pieniędzy, wsparcia, ochoty lub nadziei.
Nie bez znaczenia jest sposób w jaki postrzegamy burzę – trudne zdarzenie, które nas spotkało.
Czy traktujemy je jako dramat, cios wymierzony w nas przez los lub jakąś osobę, a może sytuację bez wyjścia, koniec czegoś dobrego bez możliwości powrotu. Zapętlamy się w swoich myślach, żalach i utyskiwaniach. Nakręcają się emocje, oscylując między gniewem i złością a poczuciem bezsilności i beznadziei lub dominuje jeden ich aspekt. Emocje wywołują myśli, z reguły te niezbyt pozytywne i budujące, ściągające w dół, które z kolei prowadzą do negatywnych emocji i tkwimy w błędnym kole.
Wypływają też na wierzch różne przekonania, które utwierdzają nas w tym, że zasługujemy na niepowodzenia lub nie zasługujemy na szczęście. Że zawsze coś robimy źle, zawsze przyciągamy trudne doświadczenia, zawsze nas ktoś porzuca, zawsze brakuje nam pieniędzy lub inne” zawsze”, albo jakieś „nigdy” czy też pewne słowo – klucz, które tworzy powtarzający się schemat zdarzeń i zachowań.
Ten program emocjonalno – myślowy utrudnia nam podjęcie dobrej decyzji, zamyka dostęp do racjonalnej części umysłu, ale też do intuicji, do wewnętrznego głosu, który zna rozwiązania. Dlatego najpierw stań się obserwatorką siebie i swojego życia, „stań obok siebie”, wyjdź ze środka burzy na zewnątrz i spójrz na nią chłodnym okiem, bez tych wszystkich emocji i myśli.
Nie podejmuj decyzji nawykowo, ale świadomie.
Może się wtedy okazać, że burza nie jest tak straszna jak wygląda. Albo zburzyła porządek, który wydawał się bezpieczny, ale w rzeczywistości był ograniczający, zamykał Cię w jakimś obszarze życia, nie pozwalając na realizację marzeń i rozwinięcie skrzydeł. Gdyby nie to zawirowanie, tkwiłabyś w tym samym punkcie, nie wiedząc lub nie wierząc, że może być inaczej. Nie miałabyś też okazji przekonać się, że jesteś silna i masz moc dokonywania najlepszych dla siebie wyborów i wyjścia z opresji. Dzięki trudnościom możesz stać się niezawodnym oparciem sama dla siebie.
Wszystko mija, a po burzy nadchodzi słońce.
Nic nie trwa wiecznie, zmienność i przemijalność są pewnym elementem naszego życia. Słoneczna pogoda ustępuje miejsca chmurom i deszczowi, by móc ponownie rozgościć się w krajobrazie. Nawet jeśli jacht po burzy będzie zdewastowany, jego żagle porwane, maszt złamany, a kadłub uszkodzony, zawsze można go naprawić i przywrócić do stanu świetności. W zależności od skali zniszczeń, oddać do zakładu szkutniczego albo samodzielnie reperować. To też okazja do dokonania ulepszeń i rekonstrukcji, wymiany pewnych elementów, które już były zużyte, na nowe. A może nawet odświeżenie lub zmianę koloru, zawieszenie nowych żagli lub olinowania.
Odbudowa jachtu jest metaforą rozwoju wewnętrznego, poświęcenia uwagi sobie, pracy nad własnymi przekonaniami, myślami, emocjami, która prowadzi do transformacji, pozwala zbudować spokój wewnętrzny niezależny od okoliczności. Porządki we własnym wnętrzu manifestują się na zewnątrz. Zaczynamy przyciągać inne okoliczności i ludzi. Nie oznacza to, że wszystko zacznie układać się idealnie, ale z dużym prawdopodobieństwem nasze reakcje na burze będą zdrowsze, mniej intensywne i będzie towarzyszyło nam poczucie sprawczości i mocy, pojawi się też umiejętność odpuszczenia lub podjęcia właściwych działań.
Praca ze sobą jest jak nauka żeglowania – im więcej masz wiedzy oraz doświadczenia tym łatwiej jest Ci radzić sobie z przeciwnościami losu.
Mam nadzieję, że moje rozważania pomogą Ci w trudnych momentach zmienić perspektywę, a metafora rejsu ułatwi Ci wybór najlepszego rozwiązania dla siebie. 😊 Zapraszam Cię do kolejnego odcinka, który dedykuję załodze jachtu. 😊
zdjęcie własne