W tym roku po raz pierwszy od wielu lat spędziliśmy z mężem tydzień wakacji żeglując po mazurskich jeziorach. Inicjatorem wyprawy był mój mąż, który jest zafascynowany tą aktywnością od najmłodszych lat. Ja jestem tak zwanym „szczurem lądowym”, lepiej czuję się na stałym lądzie, a na jachcie pełnię funkcję … majtka pokładowego 😉, pełnego podziwu dla umiejętności kapitana 😊
Ku mojemu zaskoczeniu ten rejs był wyjątkowy. Nigdy tak dobrze nie czułam się na wodzie i w wodzie. Mazurskie krajobrazy działały kojąco, podobnie jak plusk wody, łopot żagli i melodia wygrywana przez wiatr na wantach. Jak gąbka chłonęłam ciepły dotyk promieni słońca i delikatne muskanie przyjemnie grzejącego lub chłodzącego wiatru. Choć zdarzało się, że był on zimny i przenikliwy, przeszywał całe ciało na wskroś i musiałam się przed nim chronić.
Przypominałam sobie i uczyłam się od nowa specyficznego rytmu panującego na łodzi i czynności wykonywanych przez załogę. Do głosu doszła moja filozoficzna natura i dostrzegłam, że żeglowanie jest doskonałą metaforą życia. W niniejszym wpisie, chcę się podzielić moimi przemyśleniami.
Wydaje się, że sensem rejsu jest dotarcie do jakiegoś określonego celu, czyli portu. Ale w rzeczywistości, to żeglowanie samo w sobie jest źródłem radości i satysfakcji. Bardziej liczy się podążanie w określonym kierunku oraz wykorzystywanie i szlifowanie swoich umiejętności, niż cel sam w sobie. Przybicie do portu daje satysfakcję, pozwala odpocząć, nabrać sił i … wziąć prysznic 😉 Wieczór to często czas podsumowań i opowieści o tym jak minął dzień, jaki był wiatr, jakie pojawiły się trudności, z czym udało nam się uporać i czego nauczyć, co dało największą frajdę, a czego wolimy już nie powtarzać. To też moment snucia planów na kolejny dzień wyprawy.
Podobnie jest w życiu. Dotarcie do wymarzonego celu, którym może być jakaś praca, kupno domu, związek, ukończenie nauki, rozwój w jakiejś dziedzinie czy też inny, jest tylko zwieńczeniem, momentem podsumowania, a największa przyjemność płynie z samego dążenia do jego osiągnięcia. Można się wtedy cieszyć efektami i pójść dalej, kontynuując wybraną drogę lub zmienić jej kierunek. W przeciwnym wypadku, cel przynosi krótkotrwałą radość, a za chwilę pojawia się pustka i potrzeba poszukiwania kolejnego wyzwania, konieczność zdobycia następnego osiągnięcia.
Ciesz się żeglowaniem – codziennym życiem.
Bądź wdzięczna i celebruj każdy dzień ze wszystkimi najdrobniejszymi rzeczami, jakie niesie.
Wtedy przybicie do portu – osiągnięcie celu da Ci prawdziwą satysfakcję, a po niej nie nadejdzie uczucie pustki.
Siłą napędową jachtu są żagle, najczęściej grot i fok, które reagują na podmuchy wiatru i dzięki temu wprawiają łódź w ruch. Symbolizują one nasze pragnienia i marzenia. Z kolei wiatr można potraktować jako odzwierciedlenie okazji i możliwości oraz utrudnień i blokad, które pojawiają się na drodze do ich spełnienia. Mogą to być zarówno osoby, które nam towarzyszą, jak i wydarzenia, na które każda z nas reaguje w indywidulany sposób. Z reguły cieszymy się, gdy okoliczności nam sprzyjają, ale już mniej łaskawym okiem patrzymy na trudności, dostrzegając w nich przeszkody, czasem nie do pokonania, zamiast szanse na rozwój i odkrywanie własnej mocy.
Gdy łódź płynie z wiatrem, prawie nie odczuwa się jego działania. Jest ciepło, nie ma przechyłu, woda lekko chlupocze i nie trzeba wykonywać zbyt wielu czynności aby utrzymać jacht na kursie. Łatwo i szybko można dotrzeć do celu, płynąc niemalże „prostą drogą” wiodącą do niego.
Z kolei rejs pod wiatr sprawia, że pokonywanie dystansu jest wolniejsze. Trzeba płynąć tzw. halsami, czyli pokonywać „skosami” krótsze odcinki wyznaczone przez zwroty. Pokonywany szlak przypomina zygzak. Im jest ciaśniejszy tym podróż jest dłuższa i mamy poczucie, że płyniemy, płyniemy,… a okolica niewiele się zmienia i tkwimy prawie w tym samym miejscu.
Przemieszczanie się pod wiatr oznacza, że jego podmuchy są bardziej odczuwalne, a czasami naprawdę nieprzyjemne. Wiąże się też z dużymi przechyłami jachtu, które mogą rodzić dyskomfort, poczucie braku stabilizacji, kontroli, a nawet zagrożenia (choć dla wytrawnych żeglarzy, to często prawdziwa uczta 😉). Gdy wiatr jest zbyt silny, czasami trzeba refować żagle, czyli zmniejszyć ich powierzchnię lub zwinąć jeden z nich, aby podróż była bezpieczna. Wskazana jest duża uważność i kontrola pracy żagli, zarówno gdy płyniemy z wiatrem, jak i pod wiatr. Należy „ostrzyć i odpadać”, aby jak najmniej halsować i efektywnie „zdobywać wysokość” lub nie dopuścić do niekontrolowanego zwrotu, który może mieć nieprzyjemne konsekwencje.
Uważność i obecność są kluczowe zarówno w życiu, jak i dla udanego rejsu.
Podsumowując, w żargonie żeglarskim mówi się, że wiatr wieje w plecy lub w twarz. Ten pierwszy jest wspierający, choć brak uważności niesie ryzyko „niekontrolowanej rufy”, a drugi przynosi więcej wyzwań i tym samym, wymaga dużej obecności, wiedzy i intuicji, aby wykorzystać jego siłę do osiągnięcia własnego celu, utrzymania obranego kursu i wytrwałego dążenia do portu. To szczególnie trudne, gdy trzeba zrefować lub zwinąć żagle – nasze plany i marzenia. Może pojawić się poczucie, że okoliczności zewnętrzne zmuszają nas do rezygnacji z siebie, z czegoś dla nas ważnego.
Płynięcie z wiatrem jest bardzo relaksujące i przyjemne, ale czasami tracimy czujność, wpadamy w błogie lenistwo i nie zauważamy niebezpieczeństwa, które wyrywa nas z przyjemnego stanu. Żeglowanie pod wiatr wydaje się bardziej kłopotliwe, ale daje też dużo satysfakcji, gdy pomimo trudności udaje się „złapać dobry hals” i ostro pójść do przodu. Przynosi też dużo okazji do szlifowania umiejętności żeglarskich, uczenia się jak wykorzystywać pojawiające się podmuchy – okazje i wyzwania do własnego rozwoju oraz spełniania marzeń. Mimo, że jest ciężko, cel zostaje osiągnięty i dodatkowo pojawia się poczucie sprawczości, świadomość własnej mocy ale też barier, które zostały pokonane lub zepchnęły nas z kursu.
Żeglowanie i radzenie sobie z wiatrem przypomina naszą codzienność. Są dni lub momenty, kiedy mamy wrażenie, że wszystko układa się po naszej myśli, płyniemy lekko z prądem, cieszymy się mniejszymi i większymi sukcesami. Życie toczy się gładko i szczęśliwie. Pragniemy, aby ten stan trwał wiecznie. Ale wiatry mają to do siebie, że zmieniają się, czasami nawet w ciągu kilku godzin. Zdarza się, że znikąd pojawia się niebezpieczny szkwał.
Istotne jest zachowanie świadomości, w szczególności siebie i swoich reakcji oraz zajęcie się tym na co mamy wpływ, a więc wykorzystaniem własnej wiedzy i umiejętności do sterowania jachtem, zamiast utyskiwania na zły wiatr i czynienie go winowajcą naszych niepowodzeń. Ważne, aby jak najczęściej zadawać sobie pytania i szukać odpowiedzi w sobie, a nie na zewnątrz:
Co ten wiatr – trudność dla mnie oznacza?
Jakie uruchamia schematy emocjonalne, myślowe i nawykowe?
Co mogę zrobić, aby wykorzystać jego siłę do rozwoju i realizacji swoich marzeń?
Pojawiające się schematy trochę przypominają halsy w żeglarstwie – mocno wpływają na jakość i efektywność rejsu. Każdy zwrot wykonywany pod wiatr ma taki moment, w którym łódź niemal zatrzymuje się w miejscu i potrzebuje chwilę czasu, aby żagle ponownie wypełniły się wiatrem i pociągnęły łódź do przodu. Podobnie, myśli, przekonania, nawyki i emocje, które nas nie wspierają, potrafią zatrzymać w miejscu i wywołać poczucie złości, frustracji czy też bezradności. Nie warto się wtedy poddawać, ale dostrzec co nas blokuje i podjąć wysiłek nakierowany na zmianę postrzegania siebie i zdarzeń oraz korektę sposobu w jaki działamy, aby kolejne halsy były dłuższe i efektywniejsze.
Podobny moment bezsilności i bezradności może wystąpić wtedy, gdy wiatr zanika. Żagle smętnie wiszą, żaglówka stoi w miejscu i nie wiadomo co wtedy zrobić. Ale o tym, napiszę w następnym odcinku… Zachęcam do lektury 😊